Dłuuuuuuugo mnie nie było. Wiem. Przepraszam. Ehm. Krzyczcie ile możecie, wyżyjcie sie na mnie w komentarzach, macie do tego pełne prawo ;_; Na przeprosiny mam coś a la krótka wersja Rozdziału 3 opowiadanka. :C
-----------------------------------------------------
- Gdzie... jest... ten koleś?! - krzyknąłem siedząc na trawniku z krwawiącą nogą, a uczniowie patrzyli się na mnie jak na jakiegoś świra. Już od dziesięciu minut czekam tu przerażony na tego pajaca, który we mnie wlazł, gdy biegłem na spotkanie mojego klubu. ... Bez podtekstów proszę. Eeeh, nie dość, że się spóźniam to jeszcze obniżam sobie ocenę publiczną siedząc tu jak idiota... Ludzie z klubu mnie zabiją.
Zobaczyłem w końcu biegnącego z daleka blondyna, niosącego w ręku bandaż. No nareszcieeee!
- Ah, prze-przepraszam, ale nie mogłem go nigdzie znaleźć. - wydukał z siebie zadyszany i klęknął przy mnie, podwijając mi bardziej nogawkę.
- Ajć! Mógłbyś być trochę delikatniejszy? - jęknąłem, gdy zakładał mi bandaż. Tak profesjonalnie, że aż wcale. On tylko podniósł na mnie głowę, spojrzał w oczy, uśmiechnął się i zaczął zaciskać jeszcze mocniej. Po parunastu jękach i coraz bardziej zdziwionych spojrzeniach ludzi, skończył z zadowoloną miną.
- ....
- Heheh, no co? Żyjesz, nie? Nie jest tak źl--
- Kuuuurwaaaa jak to piecze!!! - zacząłem się rzucać po trawie, zgniatając wszystkie romantycznie wyglądające kwiatki dookoła. W tym momencie chyba zacząłem umierać. Chłopak źle zawiązał mi bandaż i zaczął się wciskać do rany. Podczas, gdy ja konałem z bólu, on westchnął, zdjął szybko bandaż, wziął mnie na ręce i począł zanosić mnie ku bodajże pielęgniarce... nie wiem, byłem w siódmym piekle, czego ode mnie oczekujecie?!
Gdy doszliśmy do chyba pielęgniariatu (pielęgniarka + sekretariat, jestem genialny~), podkreślam CHYBA, bo byłem na wpół przytomny, blondyn położył mnie na czymś a la łóżko i wyszedł.
- Mhh... - nie ogarniając, podniosłem się lekki i.... no oczywiście. Jaki pielęgniariat. Przecież tam nie ma takich łóżek wygodnych. Wygląda na to, że znalazłem się w jego pokoju. Nie dość, że mnie trąca, robi krzywdę to jeszcze porywa. Ta zniewaga krwi wymaga. Jeju, zaczynam się bać. Co teraz...
Usłyszałem nagle jakiś pisk z jego szafy. Przerażony, spróbowałem się podnieść. Dźwięk był dość znajomy, więc wzięła mnie ciekawość. Co się może stać... Najwyżej mu podłogę krwią zabrudzę.
Podszedłem do szafki i otworzyłem ją. Nagle skoczyło na mnie COŚ. Nie wiem co. Wiem, że COŚ SKOCZYŁO.
- Duce, przestań! - usłyszałem głos chłopaka, który przedtem mnie potrącił. Czyli, że to COŚ jest jego..
Poczułem na sobie mocny uścisk jednej ręki, oplatający mój brzuch, drugą pewnie próbował zdjąć to COŚ z mojej twarzy.
Zdjął.
Otworzyłem oczy.
Zobaczyłem pyszczek małej szynszyli, wlepiającej we mnie swe 'niewinne' oczęta.
- Pogięło cię młoda?! A tera co, taktyka na 'słodkie oczka'? Nie nabiorę się. Pf. - założyłem ręce na piersi i odwróciłem głowę w wyrazie wielkiego focha.
Usłyszałem za sobą cichy śmiech.
- A tobie co tak śmieszno? Może być mnie już w ogóle puścił co?
Minęły ze dwie minuty od odklejenia tego stworka od mojej twarzy, a ten nadal mnie trzymał.
- Oj wybacz. - Powiedział, prawdopodobnie się uśmiechając i mnie puścił.
Szynszyla w wyrazie oburzenia, poczęła się wyszarpywać z uścisku chłopaka. Udało jej się. Zgadnijcie gdzie skoczyła. Taaak, na moje ręce. Pewnie chce przeprosić. No mam nadzieję.
- Znalazłem ją dziś rano przy ogrodzeniu.
- Ciekawe co tam robiła.. czekaj.. już jej imię nadałeś?
- No tak. Jakiś problem z imieniem?
- No mały jest, bo to dziewczyna.
I nastała dwu minutowa cisza, którą już można zaliczyć do niezręcznych. W międzyczasie chłopak miał głupawa minę, ja się na niego patrzyłem z litością zastanawiając się co też on miał z biologii, podczas gdy szynszyla miała taka minę jak ja (jeśli szynszyla w ogóle może mieć jakąś minę) i na dodatek zjadała mi szalik.Czekaj.
CO.
Mój szalik.
- Ej. Co ty myślisz, że robisz. - powiedziałem, a ta się na mnie spojrzała jakby mówiła 'Świr, gada do zwierząt lol'.
No centralnie.
Serio.
- Ehm. Dobra, to ty ją nazwij, ja nie mam głowy do damskich imion. - westchnął.
- No dobra. To co powiesz na wredna ******* ****. Ładnie? - uśmiechnąłem się do szynszyli, a ta patrzyła się na mnie jakby się również uśmiechnęła. Po czym wredny babsztyl się na mnie rzucił i zaczęła się walka. Znowu wlazła mi na twarz, a ja zacząłem się rzucać z nią po pokoju. Już nawet zapomniałem, że krwawiłem. I jestem prawie pewien, że ta blond małpa (czyt: chłopak) wpatrywała się w nas z zażenowaniem. "Prawie" pewien, bo nie widziałem. W końcu na twarzy miałem czarną wiewiórkę.
Can you do something for me....?
O mnie
- Sky
- Coś o sobie taa...? Hmm... No to tak. Ekhm. YO! Możecie mówić na mnie Sky. Uwielbiam śpiewać po angielsku japońskie piosenki, może kupię sobie kiedyś mikrofon i coś nagram *-* Kocham oglądać anime, jeszcze bardziej czytać mangi~ Najlepiej ciekawe shouneny. Hm.. Co jeszcze... Aha! Czujcie się tu jak w u siebie XD Tylko nie rozrabiajcie za dużo c; Enjoy c: (Tak, to ja na avku ;-; ) Jeszcze jedno opowiadanie! - http://what-the-hell-is-going-on.bloog.pl/
sobota, 9 listopada 2013
środa, 6 lutego 2013
Dzień z życia Ja'fara i Sina. (plus przeprosiny) =3=
Hey, hey! Przepraszam, ale na razie nie będzie 3
rozdziału, bo weny brak niestety D: Akurat teraz sobie musiała wolne wziąć ;_;
No ale cóż, zamiast 3 rozdziału mam dla was jako przeprosiny coś innego! Taką
tam konwersację między Ja’farem i Sindbadem z Magi! Jeśli nie oglądałeś, możesz
mało zrozumieć =3= Ale spoko, spoilerów
nie ma ;D Miłego czytania! I mam nadzieję, że wena wróci ;_;
Dzień z życia Ja’fara i Sina:
Sin spokojnie sobie szedł przez ogród, przyglądając się kwiatom, motylkom i co to tam jeszcze było. Nagle zauważył Ja’fara. Zawołał i pomachał, ale zamiast odwzajemnienia gestu zobaczył tylko minę a’la Exalibur, (wyobraźcie sobie Ja’fara z taka miną: http://i0.kym-cdn.com/photos/images/original/000/184/630/remiq.net_9522.jpg ) więc pomyślał sobie, że może to być teraz dobry moment na wyjawienie jego uczuć, lecz niestety Ja’far ucieka na drzewo, więc Sin decyduje się na bardziej drastyczne środki.
Sin: Muahahahahahahahaha *wyjmuje naczynia*
Ja’far: *Wyciąga sznurek*
Sin: Ja'far~! Albo za mnie wyjdziesz albo cię skrócę o sznurek! *śmiech kiry*
Ja’far: *rzuca sznurkiem w jego stopę i szybko zabiera* Nie wyjdę........Ale po co mam za ciebie gdzieś wchodzić?
Sin: *ma łzy w oczach* Jak możesz~~! *rzuca mu pierścionkiem ze srebrnym sznurkiem w twarz* Aj hejt ju~~!
Ja’far: *spada z drzewa, bo pierścionek wpadł mu w oko* Ty serio chcesz mnie zabić, to bolało. *zaczął dotykać bolące oko*
Sin: Ty! Ręka! Ręce precz od mojego Ja'fara! Lol! Nawet nie wiem co mówię! Zabiję was wszystkich, a potem się z Ja'farem ożenię... Tak, tak... *zaczął rozmarzać na boku*
Ja’far: Wut ! Że co !? *krzyknął*
Sin: Nyahahaha! i co ty Ja'far na to? *przebrał się za króliczka playboy'a*
Ja’far: Sin...........Ty cholerny........ *rzucił go nożykiem w udo*
Sin: Ite~! *zaczął płakać* Ja'far.... Czemu ty mi to robisz... Ja cię po prostu kocham... Ołmajgad.. Chyba umrę... Ja'far... Jak coś powiedz Alibabie że jego dziecko nie będzie miało ojca... Ja'far... Kocham cię-ę-ę-ę-ę (echo) *padł*
Ja’far: *wyciągnął nożyk z jego uda* CZ-czyli masz dziecko z Alibabą ?! No to masz przesrane........
Sin: Ohohoho~~ Czy ktokolwiek mówił, że to tylko z Alibabą? *cmoknął go w nos*
Ja’far: Pierdol się z kim chcesz tylko nie ze mną.. *spojrzenie pogardy*
Sin: Ja się nie pierdolę... Wczoraj tylko trochę zaspałem i się rano dowiedziałem, że mam dziecko z Alibabą... Ale to był tylko pingwin więc nie ma powodów do obaw.... *uśmiech*
Ja'far~~~~ Ale wyciągnąłeś ze mnie nóż! To już coś!
Ja’far: To tylko pingwin......*złapał się za głowę a'la Ja'far* Już się bałem.......
Sin: Więc.... więc ty mnie jednak kochasz... *zaczął płakać ze szczęścia* Bądź moją Yuno Ja'farze *klęknął na jedno kolano* A kupię ci nowy, piękniejszy sznurek.
Ja’far: Ja cię nie kocham, tylko mógłbyś mieć problem jakbyś posiadał dziecko jako władca.... O pieniądze na sznurki nie mam się o co martwic........ A Yuno jestem dla wszystkich, bo wszystkich chętnie zabije. *poker face*
Sin: To ja będę twoim Yukiteru~~
Ja’far: Nie *depnął go w nogę*
Sin: Czekaj... Skoro nie ja jestem twoim Yukkim... To kto. *shockface* Hyyy~~~! *wskazał na Ja'fara* Ty masz romans ze sznurkami! Wiedziałem!
Poza tym, au....
Ja’far: Hym ? Co poza tym ?
Sin: Poza tym! *wstał* Ja.... Ja..... Ja.... Ja cię już nie kocham! *foch*
Ja’far: Uhm.... tym lepiej. *schował sznurki*
Sin: Ja'far... Czy ty mnie w ogóle lubisz.... *pociąga nosem*
Ja’far: Muszę cię lubić, bo jesteś władcą, ale to nie znaczy, że cię szanuję jako władcę.
Sin: Jesteś skomplikowany jak masło, wiesz..... *mina dosłownie - D: *
Ja’far: Masło jest skomplikowane *excalibur face*
Sin: Hm... Na pewno te robione przez Yuno... Ciekawie by było jakby siekierą je kroić zaczęła. Nevermind. No dobra, skoro już wiem że mnie lubisz, możemy .. ee... przypomnij jak nazywa się mój kraj...
Ja’far: Jesteś królem Sindrii............ Serio nie pamiętasz nazwy własnego kraju ? To żenujące .
Sin: Ty tu jesteś by mi przypominać zapomniałeś? To twoja robota.
No i się skończyło na tym, że się tak kłócili do końca dnia (Nie tak właściwie to nie dokończyłyśmy, bo spać poszłam xdd).
Mam nadzieję, że się choć trochę podobało ;dd
I weno! Wróć! Błagam! D:
Dzień z życia Ja’fara i Sina:
Sin spokojnie sobie szedł przez ogród, przyglądając się kwiatom, motylkom i co to tam jeszcze było. Nagle zauważył Ja’fara. Zawołał i pomachał, ale zamiast odwzajemnienia gestu zobaczył tylko minę a’la Exalibur, (wyobraźcie sobie Ja’fara z taka miną: http://i0.kym-cdn.com/photos/images/original/000/184/630/remiq.net_9522.jpg ) więc pomyślał sobie, że może to być teraz dobry moment na wyjawienie jego uczuć, lecz niestety Ja’far ucieka na drzewo, więc Sin decyduje się na bardziej drastyczne środki.
Sin: Muahahahahahahahaha *wyjmuje naczynia*
Ja’far: *Wyciąga sznurek*
Sin: Ja'far~! Albo za mnie wyjdziesz albo cię skrócę o sznurek! *śmiech kiry*
Ja’far: *rzuca sznurkiem w jego stopę i szybko zabiera* Nie wyjdę........Ale po co mam za ciebie gdzieś wchodzić?
Sin: *ma łzy w oczach* Jak możesz~~! *rzuca mu pierścionkiem ze srebrnym sznurkiem w twarz* Aj hejt ju~~!
Ja’far: *spada z drzewa, bo pierścionek wpadł mu w oko* Ty serio chcesz mnie zabić, to bolało. *zaczął dotykać bolące oko*
Sin: Ty! Ręka! Ręce precz od mojego Ja'fara! Lol! Nawet nie wiem co mówię! Zabiję was wszystkich, a potem się z Ja'farem ożenię... Tak, tak... *zaczął rozmarzać na boku*
Ja’far: Wut ! Że co !? *krzyknął*
Sin: Nyahahaha! i co ty Ja'far na to? *przebrał się za króliczka playboy'a*
Ja’far: Sin...........Ty cholerny........ *rzucił go nożykiem w udo*
Sin: Ite~! *zaczął płakać* Ja'far.... Czemu ty mi to robisz... Ja cię po prostu kocham... Ołmajgad.. Chyba umrę... Ja'far... Jak coś powiedz Alibabie że jego dziecko nie będzie miało ojca... Ja'far... Kocham cię-ę-ę-ę-ę (echo) *padł*
Ja’far: *wyciągnął nożyk z jego uda* CZ-czyli masz dziecko z Alibabą ?! No to masz przesrane........
Sin: Ohohoho~~ Czy ktokolwiek mówił, że to tylko z Alibabą? *cmoknął go w nos*
Ja’far: Pierdol się z kim chcesz tylko nie ze mną.. *spojrzenie pogardy*
Sin: Ja się nie pierdolę... Wczoraj tylko trochę zaspałem i się rano dowiedziałem, że mam dziecko z Alibabą... Ale to był tylko pingwin więc nie ma powodów do obaw.... *uśmiech*
Ja'far~~~~ Ale wyciągnąłeś ze mnie nóż! To już coś!
Ja’far: To tylko pingwin......*złapał się za głowę a'la Ja'far* Już się bałem.......
Sin: Więc.... więc ty mnie jednak kochasz... *zaczął płakać ze szczęścia* Bądź moją Yuno Ja'farze *klęknął na jedno kolano* A kupię ci nowy, piękniejszy sznurek.
Ja’far: Ja cię nie kocham, tylko mógłbyś mieć problem jakbyś posiadał dziecko jako władca.... O pieniądze na sznurki nie mam się o co martwic........ A Yuno jestem dla wszystkich, bo wszystkich chętnie zabije. *poker face*
Sin: To ja będę twoim Yukiteru~~
Ja’far: Nie *depnął go w nogę*
Sin: Czekaj... Skoro nie ja jestem twoim Yukkim... To kto. *shockface* Hyyy~~~! *wskazał na Ja'fara* Ty masz romans ze sznurkami! Wiedziałem!
Poza tym, au....
Ja’far: Hym ? Co poza tym ?
Sin: Poza tym! *wstał* Ja.... Ja..... Ja.... Ja cię już nie kocham! *foch*
Ja’far: Uhm.... tym lepiej. *schował sznurki*
Sin: Ja'far... Czy ty mnie w ogóle lubisz.... *pociąga nosem*
Ja’far: Muszę cię lubić, bo jesteś władcą, ale to nie znaczy, że cię szanuję jako władcę.
Sin: Jesteś skomplikowany jak masło, wiesz..... *mina dosłownie - D: *
Ja’far: Masło jest skomplikowane *excalibur face*
Sin: Hm... Na pewno te robione przez Yuno... Ciekawie by było jakby siekierą je kroić zaczęła. Nevermind. No dobra, skoro już wiem że mnie lubisz, możemy .. ee... przypomnij jak nazywa się mój kraj...
Ja’far: Jesteś królem Sindrii............ Serio nie pamiętasz nazwy własnego kraju ? To żenujące .
Sin: Ty tu jesteś by mi przypominać zapomniałeś? To twoja robota.
No i się skończyło na tym, że się tak kłócili do końca dnia (Nie tak właściwie to nie dokończyłyśmy, bo spać poszłam xdd).
Mam nadzieję, że się choć trochę podobało ;dd
I weno! Wróć! Błagam! D:
środa, 30 stycznia 2013
Rozdział II
- Witam
Pana, Panie Nakano Hikaru. Już przejrzałem pańskie akta… - wtf… to jakieś
więzienie czy coś, że się tak strasznie wywyższa.
- ..i doszedłem do wniosku, iż będziesz mieszkać z jednym z bardziej porządnych uczniów, by ci się w tej główce wszystko dobrze poukładało. – Phi! Jeszcze czego!
- Tak więc, bez zbędnych ceregieli – masz tu klucz. Pokój 312, piętro 3.- machnął na mnie ręką, po czym zajął się jakimiś papierami. Co za … Jest chyba gorszy od mojego starego dyrcia. Westchnąłem i zacząłem iść w kierunku wyznaczonego pokoju. Trochę pobłądziłem ,ale po spytaniu paru osób doszedłem w końcu do drzwi pokoju. Dziwne, bo każda z zapytanych osób miała strasznie zdziwioną minę … A jedna dziewczyna chyba nawet wściekła była. No, nic, whatever.
Wyjąłem klucz, przekręciłem i wszedłem. Wow…. Pokój był całkiem spory. Dwa dwuosobowe łóżka, dwa biurka, ogromna szafa z lustrem i drzwi, chyba od łazienki. Zobaczyłem na stronę mojego współlokatora. Ohoh~~ Chyba wcale z niego taki porządniś nie był. Na łóżku porozrzucane spodnie i koszule, na biurku papiery i zeszyty. Chociaż, może to i lepiej, że taki bałaganiarz ze mną mieszka.
Podszedłem do mojego łóżka i rzuciłem się na nie zmęczony. Już po chwili usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i znajomy głos.
- Yyyyhhhh…. One mi chyba nigdy spokoju nie dadzą…. Co za tupet, cholerne plastiki. – chyba mnie nie zauważył, ale coraz bardziej zdziwiony słowami podniosłem się do stanu siedzącego. Widziałem jak blondyn podchodzi do biurka (nie widział go bo był odwrócony tyłem ~ dop.aut.) i szpera w szufladzie. Po chwili wyciągnął coś podobnego do śpiewnika, westchnął i odwrócił się do mnie.
- Gyyah~! – krzyknął na mój widok i o mało co się nie wywrócił do tyłu.
- Ehehehe…. – zacząłem się głupio brechtać, za co dostałem porządnego kuksańca w głowę.
- Ouch… - jęknąłem.
- Co do… Czemu tu jesteś, młody? – powiedział a ja przyjrzałem mu się dokładniej. Nie miał już takiej stoickiej aury jak wcześniej. Bardziej przypominał gościa, którego irytowało wszystko i wszyscy. Mimo to po raz pierwszy był tak blisko mnie. Teraz mogłem stwierdzić, że jest naprawdę bardzo przystojny. Jasne blond włosy przykrywały mu całe czoło i luźno opadały na przymrużone jasno-zielone oczy. Mimo tego nie były za długie. W jednym z uszów miał złoty kolczyk. Wygląda mi na obrączkę, ale nie jestem pewien. Dalej na twarzy oprócz tych pięknych, przyciągających oczu, był idealnie prosty, dość mały nos, pełne usta. Chciałem już zacząć popodziwiać kark, ale poczułem jak się na mnie chłopak gapi, mocno zirytowany. No bo kto by nie był, gdyby zamiast odpowiedzieć na pytanie ktoś szczegółowo, w ciszy ogląda każdy kawałek jego twarzy z pewnie durną miną. No bo to przecież ja..
- Mam nadzieję, że już skończyłeś się napawać tym tutaj – w tym momencie pokazał teatralnie na twarz – i odpowiesz na moje pytanie. – fuknął i przeniósł swoje 4litery na swoje łóżko, które notabene nie było aż tak daleko ustawione od mojego. Siadł, rzucił zeszyt na poduszkę, podparł się z tyłu rękami, założył stopę na kolano i począł się we mnie wpatrywać wyczekująco. W tym momencie przeszły mnie dreszcze, ale no dobra, nie będę przed nim ukrywał mrocznej prawdy. Opowiedziałem mu to co powiedział dyrektor, a on nawet po moim żaleniu się, był w takiej pozycji jak przedtem i dalej miał ta samą minę. Jak widzę mało go to chyba obchodzi. Przekręciłem oczami i kiedy popatrzyłem się na chłopaka, uśmiechnął się. Wow. To był taki uśmiech, którego chyba nigdy nie zapomnę. Z tym uśmiechem zaczął się do mnie powoli zbliżać. Nie powiem, byłem cholernie zdziwiony. I przerażony chyba zresztą także.
------------*-----------------------*---------------------------*------------ ..i doszedłem do wniosku, iż będziesz mieszkać z jednym z bardziej porządnych uczniów, by ci się w tej główce wszystko dobrze poukładało. – Phi! Jeszcze czego!
- Tak więc, bez zbędnych ceregieli – masz tu klucz. Pokój 312, piętro 3.- machnął na mnie ręką, po czym zajął się jakimiś papierami. Co za … Jest chyba gorszy od mojego starego dyrcia. Westchnąłem i zacząłem iść w kierunku wyznaczonego pokoju. Trochę pobłądziłem ,ale po spytaniu paru osób doszedłem w końcu do drzwi pokoju. Dziwne, bo każda z zapytanych osób miała strasznie zdziwioną minę … A jedna dziewczyna chyba nawet wściekła była. No, nic, whatever.
Wyjąłem klucz, przekręciłem i wszedłem. Wow…. Pokój był całkiem spory. Dwa dwuosobowe łóżka, dwa biurka, ogromna szafa z lustrem i drzwi, chyba od łazienki. Zobaczyłem na stronę mojego współlokatora. Ohoh~~ Chyba wcale z niego taki porządniś nie był. Na łóżku porozrzucane spodnie i koszule, na biurku papiery i zeszyty. Chociaż, może to i lepiej, że taki bałaganiarz ze mną mieszka.
Podszedłem do mojego łóżka i rzuciłem się na nie zmęczony. Już po chwili usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i znajomy głos.
- Yyyyhhhh…. One mi chyba nigdy spokoju nie dadzą…. Co za tupet, cholerne plastiki. – chyba mnie nie zauważył, ale coraz bardziej zdziwiony słowami podniosłem się do stanu siedzącego. Widziałem jak blondyn podchodzi do biurka (nie widział go bo był odwrócony tyłem ~ dop.aut.) i szpera w szufladzie. Po chwili wyciągnął coś podobnego do śpiewnika, westchnął i odwrócił się do mnie.
- Gyyah~! – krzyknął na mój widok i o mało co się nie wywrócił do tyłu.
- Ehehehe…. – zacząłem się głupio brechtać, za co dostałem porządnego kuksańca w głowę.
- Ouch… - jęknąłem.
- Co do… Czemu tu jesteś, młody? – powiedział a ja przyjrzałem mu się dokładniej. Nie miał już takiej stoickiej aury jak wcześniej. Bardziej przypominał gościa, którego irytowało wszystko i wszyscy. Mimo to po raz pierwszy był tak blisko mnie. Teraz mogłem stwierdzić, że jest naprawdę bardzo przystojny. Jasne blond włosy przykrywały mu całe czoło i luźno opadały na przymrużone jasno-zielone oczy. Mimo tego nie były za długie. W jednym z uszów miał złoty kolczyk. Wygląda mi na obrączkę, ale nie jestem pewien. Dalej na twarzy oprócz tych pięknych, przyciągających oczu, był idealnie prosty, dość mały nos, pełne usta. Chciałem już zacząć popodziwiać kark, ale poczułem jak się na mnie chłopak gapi, mocno zirytowany. No bo kto by nie był, gdyby zamiast odpowiedzieć na pytanie ktoś szczegółowo, w ciszy ogląda każdy kawałek jego twarzy z pewnie durną miną. No bo to przecież ja..
- Mam nadzieję, że już skończyłeś się napawać tym tutaj – w tym momencie pokazał teatralnie na twarz – i odpowiesz na moje pytanie. – fuknął i przeniósł swoje 4litery na swoje łóżko, które notabene nie było aż tak daleko ustawione od mojego. Siadł, rzucił zeszyt na poduszkę, podparł się z tyłu rękami, założył stopę na kolano i począł się we mnie wpatrywać wyczekująco. W tym momencie przeszły mnie dreszcze, ale no dobra, nie będę przed nim ukrywał mrocznej prawdy. Opowiedziałem mu to co powiedział dyrektor, a on nawet po moim żaleniu się, był w takiej pozycji jak przedtem i dalej miał ta samą minę. Jak widzę mało go to chyba obchodzi. Przekręciłem oczami i kiedy popatrzyłem się na chłopaka, uśmiechnął się. Wow. To był taki uśmiech, którego chyba nigdy nie zapomnę. Z tym uśmiechem zaczął się do mnie powoli zbliżać. Nie powiem, byłem cholernie zdziwiony. I przerażony chyba zresztą także.
A więc będzie ze mną mieszkał taki mały szczeniak? Haha, już ja dopilnuje by szybko stąd wyjechał. Nie mam za bardzo ochoty użerać się z kolejnym podlizującym się idiotą. Zresztą marnie im to wychodziło.
Podszedłem do niego, schyliłem się, podpierając się rękami na kolanach i począłem się na niego patrzyć. Chciałem się przyjrzeć jak wygląda bliżej, bo, wiecie, trzeba widzieć jak wygląda ofiara o której się zbiera informacje. Musiałem je mieć by go szybko wypłoszyć. Hmm.. Musze przyznać, że jak na takiego delikwenta jest całkiem ładny. Starannie ułożone czarne włosy świetnie komponowały się z jego jasną karnacją i świeżą cerą. Mały prosty nosek i także małe, acz pociągające kremowe usta. Delikatne rysy twarzy dodawały chłopakowi uroku, a jego oczy teraz wpatrujące się we mnie, emanowały fioletem. Były.. Takie… No… Piękne? Nie, nie. Nie to słowo.. Takie nie z tego świata.
W zamyśleniu nie zdawając sobie sprawy, coraz bardziej się przybliżałem do jego twarzy. Zobaczyłem też jak na jego policzki wpływają lekkie rumieńce i zaczyna się trochę odsuwać. Patrzył się na mnie z przerażeniem, a ja nawet jakbym chciał to i tak nie mógłbym odwrócić teraz głowy. Coś mnie zatrzymywało. Cholera. Wygląda tak słodko… Jeszcze chwila i go…
- Ooooi~~ Ise-chan, masz jakiś bandaż, bo jakiś koleś się wywalił i … what the?! – westchnąłem usłyszawszy mego ‘kochanego’ starszego brata. Podniosłem się z powagą w oczach i popatrzyłem jak Kakeru nie widząc co zrobić otwiera i zamyka usta. Po chwili zgłupienia znowu przybrał dwój niedbały wyraz twarzy i odchrząknął.
- T-to trochę szok, ale… Od kiedy ty molestujesz dopiero co przyjętych? - popatrzył się na młodego, a potem na mnie.
- No, nieważne. Masz te bandaże, czy nie? – znowu popatrzył się na mnie, a ja westchnąwszy podszedłem do biurka i zacząłem szperać w jednej z szuflad wywalając po kolei wszystko co tam było.
Ehh… Ale bałagan… Ale tak mi się nie chcę tego sprzątać.
--------------*---------------*--------------------*------------
C-co się tu do cholery przed chwilą wydarzyło ja się pytam!! Co z nim nie tak! Przed chwilą chciał mi nie-wiadomo-co zrobić, a tera na spokojnie gada z jakimś gościem co go nazwał Ise-chan. Są… Są aż tak blisko…? A, co ja się przejmuję… Ważne, że nie mam pojęcia co teraz zrobić… Uh.. Chciałbym w spokoju wyjąć gitarę i na niej zagrać.
- Ok Ide-chan, te mogą być. Nie jest aż tak skaleczony. Ale na serio.. Co za niezdara z tego szatyna… No dobra, to ja będę lecieć! Bye~~! – krzyknął jeszcze na pożegnanie i wyszedł. Całe szczęście bo chyba zaczynałem go nie lubić.
- Hmm…? Co się tak w niego wpatrujesz z nienawiścią… Jesteś chyba pierwszą osobą co się mojego brata za pierwszym poznaniem nie boi. – uśmiechnął się i westchnął.
Brata? Haa… Jakieś dziwne uczucie ulgi spłynęło po mnie gdy to powiedział.
- Ja też wychodzę na parę godzin, do samorządu. – westchnął zirytowany i począł wychodzić. Odprowadziłem go jeszcze wzrokiem i gdy wyszedł, wyjąłem z pokrowca gitarę, nastroiłem i zacząłem tworzyć nową, jeszcze nikomu nieznaną piosenkę.
--------------------------------------------
Noo i mamy druga notę *3*
Proszę komentujcie bo się czuję samotna xdd
Mam nadzieję że się podoba ;dd
wtorek, 29 stycznia 2013
Rozdział I
Ja, Nakana
Hikaru, 17lat, druga klasa liceum oświadczam wszem i wobec, że nienawidzę w tej
chwili całego świata. Zawsze chciałem gdzieś stąd zniknąć, albo zrobić coś by
nie było mnie choć przez chwilę. Ale nie myślałem, że będę musiał iść do szkoły
z internatem za jedno małe przewinienie! No dobra.. Może bójka na pełną skalę z
dyrektorem mojej starej budy nie była takim „małym przewinieniem”, ale żeby od
razu mnie do internatu wysyłać..? No ludzie. Ględziłem tak i mędziłem,
składając ostatnie pary spodni i bluzek do dużej walizki z przypinkami z napisami
różnych zespołów rockowych.
- Hikaru! Jak się nie pośpieszysz, spóźnisz się! – usłyszałem wołanie mojej matki.
Chwyciłem jeszcze gitarę, westchnięciem pożegnałem moje wygodne, ciepłe łóżeczko i pognałem na dół, potykając się o własne stopy. Gdy dotarłem do drzwi, czekała już na mnie taksówka. Rodzice stali w drzwiach, czekając jak odjadę. Niby nic, niby jadę na ten rok czy dwa, ale i tak nie pofatygowali się by trochę popłakać. Aah… Zapomniałem, że moi prawdziwi rodzice dawno są w niebie, a ci tutaj są przyszywanymi. Pewnie dlatego, nawet łzy czy coś nie uronili. A, niech ich tam kruki na starość dopadną. I tak ich nie lubiłem.
Wsiadłem do pojazdu i ruszyliśmy. Nawet nie wiem ile jechaliśmy, bo zasnąłem. Obudziło mnie szturchanie. Chyba ktoś mnie próbował obudzić. Haha, chyba się temu komuś coś przywidziało, że mnie chce na siłę obudzić! Nie ma szan…
- Uaaaa~~! – krzyknąłem kiedy poczułem na sobie lodowatą wodę. Zanim wyostrzył mi się wzrok i mogłem już dobrze widzieć, przyparłem jak sądzę chłopaka do ściany i warknąłem
- Czego mnie na wejściu święcisz kurwa?!
- No już, już. Hi-chan, spokój. – próbował uspokoić mnie dość znajomy głos. „Hi-chan? Znam tylko jedną osobę co do mnie tak mówiła…”
- Saki…? – otarłem oczy, puszczając szatyna. Teraz widziałem już normalnie.
- No nareszcie żeś się skapnął. Jak mogłeś nie poznać wielkiego Saki’ego! Stary, kopę lat! Ile to już będzie? Trzy? – rzucił się na mnie, przyduszając mój biedny kark.
- T-ta.. Coś koło tego. Ale czekaj.. Przecież byłem w taksówce… - rozejrzałem się i zobaczyłem tylko plac, ogród, a sam stałem przed wielkim murowanym wejściem do internatu. Po taksówce śladu nie było.
- No więc widzisz. Znalazłem cię tutaj takiego śpiącego przed bramą z walizką to się zdziwiłem. Myślałem, że cię w końcu dość mieli, dali środki nasenne i wywieźli jak najdalej. – parsknął śmiechem.
- Ha. Ha. Ha. Śmieszne, nie powiem. Mam zamiar się tu teraz uczyć, bądź łaskaw mi powiedzieć gdzie dyrekcja. – mój przyjaciel tylko uśmiechnął się, odsunął, ukazując drogę do wejścia i ukłonił się jak jakiś lokaj.
- Wiesz, Sebascianem to ty marnym jesteś. – znowu parsknął śmiechem, a ja podniosłem walizkę i ruszyłem za nim do holu. W międzyczasie opowiadał mi o tym co się tu znajduje, jak gdzie dojść i paru innych rzeczach.
- Ale ostrzegam cię. – Uhu, znowu nakazy. – Nie zadzieraj z tutejszymi Królami. – zrobił całkiem poważna minę, dalej się uśmiechając i poszukał po czymś wzrokiem. Wreszcie pokazał dyskretnie palcem na idącego w oddali blondyna z książką w ręku. Muszę przyznać, że całkiem przystojny… Nie, nie! Co ja gadam…
- To jeden z trzech Króli. Jest z nich najważniejszy. Kihara Isei.
- Isei… - zamyśliłem się. Imię całkiem ładne, nie wiem co może być w nim takiego złego.
- Ty się nie zamarzaj przypadkiem. Tę słitaśne imię to zmyłka. Tak na serio jest nie poskromionym sadystą. Mieszkamy w akademiku i mamy współlokatorów, a w jego pokoju nikt nie mieszka. Słyszałem, że każdy kto się do niego wprowadzi, wyjeżdża bo bliższej konfrontacji. Znaczy się, to tylko plotki. W każdym razie, jest tutaj tak jak w liceum. On jest o rok wyżej więc nie będziemy mieli z nim za dużo do czynienia. – rozgadał się na dobre. Ja tymczasem oglądałem jak wymijają nas ludzie, jak ściany zmieniają stopniowo kolor z jasnego na ciemny i odwrotnie. Uuh.. Ile będziemy tak jeszcze iść….?
- Już jesteśmy. – oznajmił szatyn jakby czytając mi w myślach.
- No dobra, może prawie. – rozwiał me nikłe nadzieje.
- Ja musze iść jeszcze cos załatwić, więc jeżeli możesz to idź dalej sam. Prosto i na lewo. Duże złote drzwi. Nie przeraź się tylko. – zachichotał i odszedł w nieznanym mi kierunku. Westchnąłem i poszedłem dalej. Ta, tyle że za cholerę nie mogłem trafić. Dzięki o mój wrodzony zmysłu orientacji w terenie, a raczej jego totalnemu braku. Już nie miałem siły na to wszystko, więc rzuciłem swoją walizkę o podłogę a sam usiadłem na środku korytarza z oczywistą miną „foch”. Nagle usłyszałem kroki, ale nie mam zamiaru wstawać, za nic!
- Hahah, zgubiłeś się, co, młody? – usłyszałem głęboki, acz uroczy głos jakiegoś chłopaka. No niech będzie. Zrobię ten wyjątek.
Powoli podniosłem powieki i moim oczom ukazała się postać kucającego przede mną blondyna, trzymającego w prawej ręce książkę. Uśmiechał się szeroko, patrząc na mnie swoimi jasno-zielonymi oczami. Był tak blisko, że mimowolnie lekko się zarumieniłem i odwróciłem automatycznie twarz w lewo.
- Nic ci do tego króliku. – Wymsknęło mi się, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Króliku…? Aaahh… Haha. – zaśmiał się i podniósł. – Interesujące z ciebie dziecko.
- Nie jestem dzieckiem! – oburzyłem się i nafukany wydąłem policzki.
- No dobrze, dobrze młody. To ty jesteś tym nowym tak? Jestem przewodniczącym samorządu, więc wiem parę ciekawych rzeczy na twój temat. - wzdrygnąłem się.
- Więc zapamiętaj to, młody. Jeżeli zamierzasz tutaj narobić takiego bałaganu jak tam, nie będzie za fajnie. – dalej się uśmiechał, ale można było wyczuć tą niemal namacalną mroczną aurę wokół niego. Chyba jednak Saki miał rację co do tego sadyzmu.
Szybko skinąłem na wznak zgody, żeby jeszcze bardziej nie rozjuszyć blondyna.
- Skoro zakumałeś to może cię zaprowadzę do dyrektora ok? – i znowu powróciła spokojna, uśmiechnięta osoba, a po mrocznej aurze nie zostało nic. Ale żeby nie chcąco jej nie zbudzić wziąłem dupę w troki i wstałem, otrzepując się.
- Ta jes, psze pana. – zasalutowałem.
- Haha, jestem tylko rok straszy. Isei wystarczy. – uśmiechnął się znowu, ale tym razem jakoś tak szczerzej, niż za poprzednim.
- I-Isei. – wydukałem, czując jak ciepło napływa mi na policzki. Na szczęście nie zauważył, bo już szedł na przód, a ja po chwili pobiegłem za nim. Dotarliśmy do złotych drzwi. Przepraszam, już się poprawiam. Do wieeeelkich i złooootych drzwi. Tam mnie Isei zostawił odchodząc i znowu zaczynając czytać swoją książkę. Niestety nie przeczytał jej zbyt wiele, bo widziałem jak zbiera się koło niego grupka dziewczyn. Oj, biedny. Westchnąłem z uśmiechem i wszedłem do równie wielkiego jak drzwi pomieszczenia. Ten to dopiero miał jak król.
--------------------------------------------------------
No, oto pierwsza notka. Mam nadzieję że się podoba *3*
Nie umiem pisać, co pewnie wiele z was stwierdzi bo przeczytaniu tego, ale mam nadzieję że przypadnie wam do gustu c;
- Hikaru! Jak się nie pośpieszysz, spóźnisz się! – usłyszałem wołanie mojej matki.
Chwyciłem jeszcze gitarę, westchnięciem pożegnałem moje wygodne, ciepłe łóżeczko i pognałem na dół, potykając się o własne stopy. Gdy dotarłem do drzwi, czekała już na mnie taksówka. Rodzice stali w drzwiach, czekając jak odjadę. Niby nic, niby jadę na ten rok czy dwa, ale i tak nie pofatygowali się by trochę popłakać. Aah… Zapomniałem, że moi prawdziwi rodzice dawno są w niebie, a ci tutaj są przyszywanymi. Pewnie dlatego, nawet łzy czy coś nie uronili. A, niech ich tam kruki na starość dopadną. I tak ich nie lubiłem.
Wsiadłem do pojazdu i ruszyliśmy. Nawet nie wiem ile jechaliśmy, bo zasnąłem. Obudziło mnie szturchanie. Chyba ktoś mnie próbował obudzić. Haha, chyba się temu komuś coś przywidziało, że mnie chce na siłę obudzić! Nie ma szan…
- Uaaaa~~! – krzyknąłem kiedy poczułem na sobie lodowatą wodę. Zanim wyostrzył mi się wzrok i mogłem już dobrze widzieć, przyparłem jak sądzę chłopaka do ściany i warknąłem
- Czego mnie na wejściu święcisz kurwa?!
- No już, już. Hi-chan, spokój. – próbował uspokoić mnie dość znajomy głos. „Hi-chan? Znam tylko jedną osobę co do mnie tak mówiła…”
- Saki…? – otarłem oczy, puszczając szatyna. Teraz widziałem już normalnie.
- No nareszcie żeś się skapnął. Jak mogłeś nie poznać wielkiego Saki’ego! Stary, kopę lat! Ile to już będzie? Trzy? – rzucił się na mnie, przyduszając mój biedny kark.
- T-ta.. Coś koło tego. Ale czekaj.. Przecież byłem w taksówce… - rozejrzałem się i zobaczyłem tylko plac, ogród, a sam stałem przed wielkim murowanym wejściem do internatu. Po taksówce śladu nie było.
- No więc widzisz. Znalazłem cię tutaj takiego śpiącego przed bramą z walizką to się zdziwiłem. Myślałem, że cię w końcu dość mieli, dali środki nasenne i wywieźli jak najdalej. – parsknął śmiechem.
- Ha. Ha. Ha. Śmieszne, nie powiem. Mam zamiar się tu teraz uczyć, bądź łaskaw mi powiedzieć gdzie dyrekcja. – mój przyjaciel tylko uśmiechnął się, odsunął, ukazując drogę do wejścia i ukłonił się jak jakiś lokaj.
- Wiesz, Sebascianem to ty marnym jesteś. – znowu parsknął śmiechem, a ja podniosłem walizkę i ruszyłem za nim do holu. W międzyczasie opowiadał mi o tym co się tu znajduje, jak gdzie dojść i paru innych rzeczach.
- Ale ostrzegam cię. – Uhu, znowu nakazy. – Nie zadzieraj z tutejszymi Królami. – zrobił całkiem poważna minę, dalej się uśmiechając i poszukał po czymś wzrokiem. Wreszcie pokazał dyskretnie palcem na idącego w oddali blondyna z książką w ręku. Muszę przyznać, że całkiem przystojny… Nie, nie! Co ja gadam…
- To jeden z trzech Króli. Jest z nich najważniejszy. Kihara Isei.
- Isei… - zamyśliłem się. Imię całkiem ładne, nie wiem co może być w nim takiego złego.
- Ty się nie zamarzaj przypadkiem. Tę słitaśne imię to zmyłka. Tak na serio jest nie poskromionym sadystą. Mieszkamy w akademiku i mamy współlokatorów, a w jego pokoju nikt nie mieszka. Słyszałem, że każdy kto się do niego wprowadzi, wyjeżdża bo bliższej konfrontacji. Znaczy się, to tylko plotki. W każdym razie, jest tutaj tak jak w liceum. On jest o rok wyżej więc nie będziemy mieli z nim za dużo do czynienia. – rozgadał się na dobre. Ja tymczasem oglądałem jak wymijają nas ludzie, jak ściany zmieniają stopniowo kolor z jasnego na ciemny i odwrotnie. Uuh.. Ile będziemy tak jeszcze iść….?
- Już jesteśmy. – oznajmił szatyn jakby czytając mi w myślach.
- No dobra, może prawie. – rozwiał me nikłe nadzieje.
- Ja musze iść jeszcze cos załatwić, więc jeżeli możesz to idź dalej sam. Prosto i na lewo. Duże złote drzwi. Nie przeraź się tylko. – zachichotał i odszedł w nieznanym mi kierunku. Westchnąłem i poszedłem dalej. Ta, tyle że za cholerę nie mogłem trafić. Dzięki o mój wrodzony zmysłu orientacji w terenie, a raczej jego totalnemu braku. Już nie miałem siły na to wszystko, więc rzuciłem swoją walizkę o podłogę a sam usiadłem na środku korytarza z oczywistą miną „foch”. Nagle usłyszałem kroki, ale nie mam zamiaru wstawać, za nic!
- Hahah, zgubiłeś się, co, młody? – usłyszałem głęboki, acz uroczy głos jakiegoś chłopaka. No niech będzie. Zrobię ten wyjątek.
Powoli podniosłem powieki i moim oczom ukazała się postać kucającego przede mną blondyna, trzymającego w prawej ręce książkę. Uśmiechał się szeroko, patrząc na mnie swoimi jasno-zielonymi oczami. Był tak blisko, że mimowolnie lekko się zarumieniłem i odwróciłem automatycznie twarz w lewo.
- Nic ci do tego króliku. – Wymsknęło mi się, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Króliku…? Aaahh… Haha. – zaśmiał się i podniósł. – Interesujące z ciebie dziecko.
- Nie jestem dzieckiem! – oburzyłem się i nafukany wydąłem policzki.
- No dobrze, dobrze młody. To ty jesteś tym nowym tak? Jestem przewodniczącym samorządu, więc wiem parę ciekawych rzeczy na twój temat. - wzdrygnąłem się.
- Więc zapamiętaj to, młody. Jeżeli zamierzasz tutaj narobić takiego bałaganu jak tam, nie będzie za fajnie. – dalej się uśmiechał, ale można było wyczuć tą niemal namacalną mroczną aurę wokół niego. Chyba jednak Saki miał rację co do tego sadyzmu.
Szybko skinąłem na wznak zgody, żeby jeszcze bardziej nie rozjuszyć blondyna.
- Skoro zakumałeś to może cię zaprowadzę do dyrektora ok? – i znowu powróciła spokojna, uśmiechnięta osoba, a po mrocznej aurze nie zostało nic. Ale żeby nie chcąco jej nie zbudzić wziąłem dupę w troki i wstałem, otrzepując się.
- Ta jes, psze pana. – zasalutowałem.
- Haha, jestem tylko rok straszy. Isei wystarczy. – uśmiechnął się znowu, ale tym razem jakoś tak szczerzej, niż za poprzednim.
- I-Isei. – wydukałem, czując jak ciepło napływa mi na policzki. Na szczęście nie zauważył, bo już szedł na przód, a ja po chwili pobiegłem za nim. Dotarliśmy do złotych drzwi. Przepraszam, już się poprawiam. Do wieeeelkich i złooootych drzwi. Tam mnie Isei zostawił odchodząc i znowu zaczynając czytać swoją książkę. Niestety nie przeczytał jej zbyt wiele, bo widziałem jak zbiera się koło niego grupka dziewczyn. Oj, biedny. Westchnąłem z uśmiechem i wszedłem do równie wielkiego jak drzwi pomieszczenia. Ten to dopiero miał jak król.
--------------------------------------------------------
No, oto pierwsza notka. Mam nadzieję że się podoba *3*
Nie umiem pisać, co pewnie wiele z was stwierdzi bo przeczytaniu tego, ale mam nadzieję że przypadnie wam do gustu c;
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)